Abigail
, Czasami, kiedy zamykam oczy
udaję, że wszystko ze mną w porządku, ale to nigdy nie wystarcza... ''
* miesiąc później *
Życie staje się dla nas cięższe, kiedy uświadamiamy sobie, jak wiele straciliśmy. Nie mogę uwierzyć w to, co dzieje się teraz w moim życiu, w mojej głowie... Chciałabym móc żyć szczęśliwie, bez żadnych problemów, tak jak kiedyś. Czy to tak wiele?
Tracić najlepszego przyjaciela... Ból, jakiego doznaje mnóstwo z nas. Ale ja tracę go i to przez swoją głupotę? Nie mogę pogodzić się z jego decyzją, a on nie chce mnie słuchać i robi to, co ma zamiar zrobić.
- Proszę... - mówiłam łamiącym się głosem do Louisa, który od kilku godzin się pakował. Nie rozumiałam, dlaczego chce nam to zrobić. Mi i chłopakom.
- Wybacz Abi, ale już postanowiłem. - mówił tak, jakby to dla niego był pikuś i nic nieznaczące. Ale tak nie jest... Przecież on chce nas zostawić, przez nią... - Ale nie płacz, przecież to nie koniec świata, prawda? - uśmiechnął się słabo. Podszedł do mnie, a po chwili znalazłam się w mocnym uścisku, płacząc w jego idealnie białą koszulkę. - Przecież się jeszcze zobaczymy.
- Dlaczego wyjeżdżasz? Nie skończyłeś szkoły... Miałeś ze mną zostać jeszcze jeden rok, a ty tak po prostu wyjeżdżasz z nią. - mój słabiutki głosik zawsze na niego działał, ale nie teraz. Teraz to wszystko się zmieniło. Nie ma już tego co było kiedyś... Nie ma już piątki najwspanialszych przyjaciół, którzy w dzieciństwie się ze sobą trzymali... Tego już nie ma i nie będzie, a ja nadal nie mogę się z tym pogodzić. Dlaczego?
- Wiesz, że to nie tak. - westchnął i się ode mnie odsunął. - Moja mama jest chora, ja muszę do niej jechać, zrozum. - głaskał mnie po głowie, jak małe, głupie dziecko, które nic nie rozumie...
- Dlaczego z nią? - wrzasnęłam, chodź wcale tego nie chciałam. Może nie powinnam być taka zazdrosna. Przecież mam chłopaka, a on dziewczynę i jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- Nie mogę jej zostawić. Abi, przecież jeszcze się zobaczymy, uspokój się... - odwrócił się do mnie plecami i ponownie zaczął pakowanie.
Stałam tak i patrzyłam się na niego, cała zapłakana i rozkojarzona. Zachowywałam się tak, jakbyśmy mieli się nigdy w życiu nie zobaczyć. A przecież to nie prawda. Zobaczymy i to niedługo... Bo ja mu nie pozwolę tak odejść ode mnie.
- Wiedziałam, że nic dla ciebie nie znaczę... - te słowa tak po prostu wypłynęły sobie z moich ust. Odwrócił się do mnie przodem i spojrzał w moje oczy. Wtedy już nie mogłam tego wytrzymać i wybiegłam z jego pokoju, tak szybko jak było to tylko możliwe.
Zbiegłam po schodach i nie zwracając uwagi na moich przyjaciół i chłopaka, którzy siedzieli w salonie - wybiegłam z apartamentu, kierując się w stronę windy. Nie obchodziły mnie ich wołania. Dlaczego niby miałyby obchodzić? Wiedziałam, że oni i tak mnie nie zrozumieją. Ale nie mogłam pogodzić się z tym, że tak po prostu pozwalają mu odejść z naszego życia. Do mamy? Że niby chora? No proszę was... Gorszego kłamstwa to nie mógł wymyślić, hm? Przecież jego mama nigdy nie chorowała. Zawsze była zdrowa jak ryba. Louis nawet nie wysilił się żeby tak dobrze udawać. Owszem, widzę w jego oczach smutek i ból, ale nie taki. To jest coś innego... Coś, czego nie mogę zrozumieć.
Tracić najlepszego przyjaciela... Ból, jakiego doznaje mnóstwo z nas. Ale ja tracę go i to przez swoją głupotę? Nie mogę pogodzić się z jego decyzją, a on nie chce mnie słuchać i robi to, co ma zamiar zrobić.
- Proszę... - mówiłam łamiącym się głosem do Louisa, który od kilku godzin się pakował. Nie rozumiałam, dlaczego chce nam to zrobić. Mi i chłopakom.
- Wybacz Abi, ale już postanowiłem. - mówił tak, jakby to dla niego był pikuś i nic nieznaczące. Ale tak nie jest... Przecież on chce nas zostawić, przez nią... - Ale nie płacz, przecież to nie koniec świata, prawda? - uśmiechnął się słabo. Podszedł do mnie, a po chwili znalazłam się w mocnym uścisku, płacząc w jego idealnie białą koszulkę. - Przecież się jeszcze zobaczymy.
- Dlaczego wyjeżdżasz? Nie skończyłeś szkoły... Miałeś ze mną zostać jeszcze jeden rok, a ty tak po prostu wyjeżdżasz z nią. - mój słabiutki głosik zawsze na niego działał, ale nie teraz. Teraz to wszystko się zmieniło. Nie ma już tego co było kiedyś... Nie ma już piątki najwspanialszych przyjaciół, którzy w dzieciństwie się ze sobą trzymali... Tego już nie ma i nie będzie, a ja nadal nie mogę się z tym pogodzić. Dlaczego?
- Wiesz, że to nie tak. - westchnął i się ode mnie odsunął. - Moja mama jest chora, ja muszę do niej jechać, zrozum. - głaskał mnie po głowie, jak małe, głupie dziecko, które nic nie rozumie...
- Dlaczego z nią? - wrzasnęłam, chodź wcale tego nie chciałam. Może nie powinnam być taka zazdrosna. Przecież mam chłopaka, a on dziewczynę i jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- Nie mogę jej zostawić. Abi, przecież jeszcze się zobaczymy, uspokój się... - odwrócił się do mnie plecami i ponownie zaczął pakowanie.
Stałam tak i patrzyłam się na niego, cała zapłakana i rozkojarzona. Zachowywałam się tak, jakbyśmy mieli się nigdy w życiu nie zobaczyć. A przecież to nie prawda. Zobaczymy i to niedługo... Bo ja mu nie pozwolę tak odejść ode mnie.
- Wiedziałam, że nic dla ciebie nie znaczę... - te słowa tak po prostu wypłynęły sobie z moich ust. Odwrócił się do mnie przodem i spojrzał w moje oczy. Wtedy już nie mogłam tego wytrzymać i wybiegłam z jego pokoju, tak szybko jak było to tylko możliwe.
Zbiegłam po schodach i nie zwracając uwagi na moich przyjaciół i chłopaka, którzy siedzieli w salonie - wybiegłam z apartamentu, kierując się w stronę windy. Nie obchodziły mnie ich wołania. Dlaczego niby miałyby obchodzić? Wiedziałam, że oni i tak mnie nie zrozumieją. Ale nie mogłam pogodzić się z tym, że tak po prostu pozwalają mu odejść z naszego życia. Do mamy? Że niby chora? No proszę was... Gorszego kłamstwa to nie mógł wymyślić, hm? Przecież jego mama nigdy nie chorowała. Zawsze była zdrowa jak ryba. Louis nawet nie wysilił się żeby tak dobrze udawać. Owszem, widzę w jego oczach smutek i ból, ale nie taki. To jest coś innego... Coś, czego nie mogę zrozumieć.
***
Spacerowałam sobie po okolicy, zupełnie nie wiedząc co robić. Robiło się coraz ciemniej, a ja dalej jak ta głupia plątałam się po całym Los Angeles. Chyba nie było miejsca w całej okolicy, którego bym nie zwiedziła.
Tak bardzo bym chciała żeby to się nie działo. Żeby Louis nie wyjeżdżał. Żeby Justin się we mnie nie zakochiwał. Żeby Harry i Niall nie byli męskimi dziwkami. Tak, przepraszam za to co mówię, ale taka jest prawda. Ilość dziewczyn, które przyprowadzili do naszego apartamentu w ciągu tego miesiąca - jest nie do policzenia. To wszystko się zaczęło po imprezie, tego wieczoru, co Zayn powiedział, że jednak mu na mnie zależy. I wiecie co wam jeszcze powiem? On zniknął... Następnego dnia w szkole nie było ani jego ani Perrie. Nie mam pojęcia co się z nimi stało, ale dyrektor powiedział, że się przenieśli do innej szkoły. Tylko dlaczego? Tego nie wie nikt. Nie widziałam go od tamtej pory, a jest tyle rzeczy, które chciałabym z nim wyjaśnić, a nie mogę.
Louis związał się z Eleanor i żyją sobie jak dwa gołąbeczki, które za tydzień - zaraz po zakończeniu szkoły, wyjeżdżają. Zostanie ze mną tylko Harry i Niall, ponieważ Liam również wyjeżdża. Jedynie Justin się nad tym wszystkim zastanawia i nie mam pojęcia, co zrobi. Nie kocham go. Zmienił się, ale nie chcę go ranić.
Sama nie wiem, czego chcę.
Nie wiem dlaczego, ale mój umysł sam mnie zaprowadził w miejsce, do którego nie chciałam nigdy wracać.
Stanęłam przed wielkimi magazynami, które tak doskonale pamiętam. Lekko się uśmiechnęłam, ponieważ miałam z tym miejscem kilka, wspaniały wspomnień.
Niby wiem, że on tutaj już nie mieszka, ale w głębi duszy miałam taką nadzieję, że go tutaj spotkam. Chodź ciężko było mi się przed sobą przyznać, ale ja wciąż o nim myślę. Nawet nie wiecie, jak bardzo boli to, że nie widziałam go przez miesiąc. Nawet lepiej było mi patrzeć na niego, kiedy był z tą jebniętą, blond dziwką. Wolałam to, niż teraz go nie widzieć. Dlaczego? Ponieważ go kocham, jak nikogo innego. Mimo, że mnie skrzywdził, to tak jest.
Dotknęłam lekko klamki, ale przez dłuższą chwilę nie odważyłam się nacisnąć. Sama nie wiem, dlaczego to robię. Pokręciłam głową i zaczęłam cofać się do tyłu. Wtedy poczułam, że na kogoś wpadam. Wzdrygnęłam się, ale nie miałam na tyle odwagi żeby się odwrócić. Doskonale wiedziałam, kto za mną stoi. Ten sam zapach perfum, wymieszanych z papierosami. Ten sam, nierównomierny oddech i to samo, mocne bicie mojego serca.
- Co cię tutaj sprowadza? - usłyszałam zachrypnięty głos, przy swoim uchu. Spuściłam głowę i próbowałam powstrzymać łzy, które cisnęły mi się do oczu.
W końcu się odwróciłam i ujrzałam jego cudowne, napięte mięśnie, które pokrywał biały t-shirt i jeansowa kurtka. Spodnie jak zwykle - opuszczone nisko, a na nogach białe nike. Jak zawsze wyglądał nieziemsko.
Podniosłam głowę do góry i napotkałam jego oczy, które przyglądały mi się w skupieniu. Nie widziałam w nich kpiny ani niczego podobnego. Był w nich smutek, podobny do tego, który dostrzegłam u Louisa. Egh! Dlaczego ja ich do siebie porównuję?
- Świetnie wyglądasz. - powiedział po chwili, lekko się uśmiechając. Poczułam jak moja twarz przybiera kolor buraka. Zawsze kiedy słyszę od niego jakiś komplement, to tak się dzieje.
- Dziękuję, ty też. - odpowiedziałam i ponownie spuściłam głowę.
Nie wiem ile tak staliśmy, ale miałam taką ochotę się do niego przytulić i nigdy nie puszczać. Był taki onieśmielający, nieziemsko przystojny i taki wspaniały na swój sposób. Od razu, kiedy go tylko zobaczyłam, skradł moje serce. Latałam za nim jak jakaś głupia i wierzyłam, że w głębi duszy też coś dla niego znaczę. Moja nadzieja powoli wygasała, ale wtedy, kiedy w tamtym klubie mi wyznał, że on coś do mnie czuje... To było takie wspaniałe i w ogóle niepodobne do niego.
- Wejdziesz do środka? - spojrzałam na niego i na chwilkę wstrzymałam oddech. Nawet zapomniałam jak blisko się znajdował. Pokiwałam twierdząco głową, a on mnie wyprzedził i otworzył drzwi. Przepuścił mnie pierwszą, a kiedy przekroczyłam prób magazynu, obejrzałam się dookoła. Byłam zdziwiona, że nie ma tutaj już salonu tatuażu, tylko zwykła pustka.
- Mieszkasz tutaj jeszcze? - odwróciłam się w jego stronę. Stał oparty o drzwi i patrzył prosto w moje oczy. Pokiwał przecząco głową i spuścił głowę. Zachowywał się tak jakoś, dziwnie? - Wszystko w porządku? - zapytałam z wahaniem, podchodząc bliżej niego.
- Wiedziałem, że kiedyś przyjdziesz. - uśmiechnął się pod nosem, nawet nie patrząc w moją stronę. Westchnęłam i usiadłam na krzesełku, które stało niedaleko mnie.
Nerwowo bawiłam się swoimi palcami. Strasznie krępowała mnie ta cisza, panująca między nami. Kiedyś mi to nie przeszkadzało. Teraz bardzo, chociaż może tak powinno być?
Po tym wszystkim co się dzieje teraz w moim życiu, potrzebuję trochę opieki, miłości i troski, ale od kogo mam ją dostać. Louis wyjeżdża, a u Nialla, Harrego i Liama nie mogę znaleźć tego co u niego. Myślałam, że Justin mi pomoże, ale się bardzo myliłam. Jest jeszcze gorzej niż było. Ja po prostu potrzebowałam Malika, tak?
- Dlaczego wypisałeś się ze szkoły? - zapytałam po chwili, przenosząc na niego wzrok. Wzruszył ramionami i usiadł na podłodze, opierając się głową o ścianę.
- Nie mogłem patrzeć na ... - zatrzymał się na chwilkę i spuścił głowę, kręcąc nią przecząco. - na ciebie i Biebera. - dokończył. Coś w moim sercu jakby ożyło? Żołądek zaczął wykręcać fikołki, a kąciki moich ust podnosiły się do góry. On był zazdrosny?
Powoli wstałam i podeszłam w jego stronę, siadając obok. Popatrzył na mnie jakby trochę zmieszany tym, że jesteśmy tak blisko siebie. Moje serce waliło jak szalone. Widziałam kątem oka jak się uśmiecha, ale nie miałam odwagi spojrzeć w jego oczy.
- Wiem, że jestem głupi. - burknął pod nosem. - Nie powinienem ci tego mówić, ale... - złapał za moją rękę i mocno ją ścisnął. - nie mogę przestać o tobie myśleć. - spojrzałam na niego z szeroko otwartymi oczami. Moje usta zamykały się i otwierały. Nie mogłam nic powiedzieć. Zatkało mnie...
- Ja... nie wiem co powiedzieć. - spuściłam wzrok, czując jak do moich oczu napływa więcej łez.
Chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale kiedy otworzyłam usta, Malik od razu się w nie wbił. Na początku byłam zszokowana. Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje. Po chwili jednak zaczęłam oddawać jego pocałunki. Swoje ręce wplotłam w jego włosy, a on swoje przeniósł na moje biodra i podniósł mnie tak, że siedziałam na jego kolanach.
Całował mnie delikatnie, jakby to był nasz pierwszy pocałunek, ale miało to w sobie tyle emocji, jakby miał być też naszym ostatnim. Dawno nie czułam się tak wyjątkowo. Serce waliło mi jak szalone, a w brzuchu fruwało stado motyli. Kolana mi miękły i całe szczęście, że Zayn mnie mocno trzymał, bo pewnie teraz leżałabym płasko na podłodze.
Po chwili zaczął nas unosić ku górze i na ślepaka wchodzić po schodach, tak że kilka razy się wywaliliśmy, co wywołało u nas obojga śmiech. Dawno nie widziałam takiego Malika.
Weszliśmy do jego sypialni, a on od razu położył mnie na swoim łóżku. Dziwne, mówił, że tutaj nie mieszka, ale z tego co zauważyłam, nadal było tutaj sporo jego rzeczy i łóżko, do tego niepościelone.
Nachylił się nade mną, nie przerywając naszego pocałunku. W końcu odepchnęłam go lekko od siebie, żeby zaczerpnąć trochę powietrza. Mulat od razu przeniósł pocałunki na mój obojczyk, a później na szyję. Kiedy znalazł mój słaby punkt, zaczął go ssać, a ja wiłam się pod nim z przyjemności.
Po niekrótkiej chwili podniósł się, podpierając rękoma i spojrzał głęboko w moje oczy. Uśmiechał się tak szeroko i słodko, że nie mogłam tego nie odwzajemnić. W jego czekoladowych tęczówkach widziałam szczerość i radość, której jeszcze kilkanaście minut temu nie było.
- Chcesz tego? - zapytał, próbując umiarkować swój oddech. Nie mogłam z siebie nic wydusić, więc tylko pokiwałam twierdząco głową. Wiedziałam o co pyta. Wiadomo, że chciał się upewnić. Nie raz próbowaliśmy, ale nigdy nam nie wychodziło, bo zawsze się czegoś bałam. Teraz tak nie było. Chciałam tego jak niczego innego. Byłam pewna w 100 %, że to z nim chcę stracić dziewictwo.
Zayn ponownie złączył nasze usta w namiętnym pocałunku, a później zaczął błądzić swoimi dłońmi po moim ciele. Ja tylko leżałam i wplatałam swoje palce w jego gęste, czarne włosy.
Powoli zaczął ściągać moją koszulkę, a ja lekko się wzdrygnęłam.
- Zaufaj mi. - szepnął do mojego ucha. Ponownie pokiwałam głową i ostrożnie zaczęłam ściągać i jego t-shirt. Uśmiechnął się i poniósł ręce do góry żeby mi to ułatwić. Po chwili oboje byliśmy już bez górnej części garderoby. No może nie do końca, bo ja miałam jeszcze stanik. Och, chyba się pomyliłam, bo po chwili poczułam jego ręce przy zapięciu mojego biustonosza. Nim się obejrzałam, leżał gdzieś na końcu pokoju. Oczy Malika pociemniały. Złapał za moje piersi i zaczął je ściskać i składać na nich pocałunki. Robiliśmy tak nie raz, ale jeszcze nigdy nie czułam czegoś takiego...
Jego ręce znalazły się przy zapięciu moich spodenek, spojrzał na mnie pytająco, a ja dałam mu znać, żeby kontynuował. No i tak zrobił. Ściągnął je, a później wrócił do całowania moich ust. Czułam jego rękę na moim intymnym miejscu, a po chwili poczułam, jak wkłada ją pod moje majtki. Lekko pisnęłam kiedy dotknął palcem wskazującym mojej łechtaczki. Uśmiechnął się w moje usta i zaczął tam kręcić kółka, kciukiem. Czułam się dobrze i to nawet bardzo. Wygięłam się w łuk, kiedy przyspieszył tępo.
- No, no... - wzdrygnęłam się słysząc ten głos. Malik znieruchomiał i napiął swoje mięśnie, zatrzymując nasz pocałunek. Podniósł lekko głowę i odwrócił się do tyłu. Od razu zakrył mnie kołdrą, za co mu bardzo dziękuję.
- Czego chcesz? - warknął w jego kierunku. On tylko przeszedł się po pokoju i przykucnął przy nas. Pięści Zayna zwinęły się i wiedziałam, że zaraz się na niego rzuci. Złapałam za jego ramię, zwracając na niego swoją uwagę, ale było bardzo ciężko.
- Chcę ciebie. - uśmiechnął się do mnie... Moje serce się zatrzymało, a oddech uwiązł mi w gardle.
- Wiedziałem, że kiedyś przyjdziesz. - uśmiechnął się pod nosem, nawet nie patrząc w moją stronę. Westchnęłam i usiadłam na krzesełku, które stało niedaleko mnie.
Nerwowo bawiłam się swoimi palcami. Strasznie krępowała mnie ta cisza, panująca między nami. Kiedyś mi to nie przeszkadzało. Teraz bardzo, chociaż może tak powinno być?
Po tym wszystkim co się dzieje teraz w moim życiu, potrzebuję trochę opieki, miłości i troski, ale od kogo mam ją dostać. Louis wyjeżdża, a u Nialla, Harrego i Liama nie mogę znaleźć tego co u niego. Myślałam, że Justin mi pomoże, ale się bardzo myliłam. Jest jeszcze gorzej niż było. Ja po prostu potrzebowałam Malika, tak?
- Dlaczego wypisałeś się ze szkoły? - zapytałam po chwili, przenosząc na niego wzrok. Wzruszył ramionami i usiadł na podłodze, opierając się głową o ścianę.
- Nie mogłem patrzeć na ... - zatrzymał się na chwilkę i spuścił głowę, kręcąc nią przecząco. - na ciebie i Biebera. - dokończył. Coś w moim sercu jakby ożyło? Żołądek zaczął wykręcać fikołki, a kąciki moich ust podnosiły się do góry. On był zazdrosny?
Powoli wstałam i podeszłam w jego stronę, siadając obok. Popatrzył na mnie jakby trochę zmieszany tym, że jesteśmy tak blisko siebie. Moje serce waliło jak szalone. Widziałam kątem oka jak się uśmiecha, ale nie miałam odwagi spojrzeć w jego oczy.
- Wiem, że jestem głupi. - burknął pod nosem. - Nie powinienem ci tego mówić, ale... - złapał za moją rękę i mocno ją ścisnął. - nie mogę przestać o tobie myśleć. - spojrzałam na niego z szeroko otwartymi oczami. Moje usta zamykały się i otwierały. Nie mogłam nic powiedzieć. Zatkało mnie...
- Ja... nie wiem co powiedzieć. - spuściłam wzrok, czując jak do moich oczu napływa więcej łez.
Chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale kiedy otworzyłam usta, Malik od razu się w nie wbił. Na początku byłam zszokowana. Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje. Po chwili jednak zaczęłam oddawać jego pocałunki. Swoje ręce wplotłam w jego włosy, a on swoje przeniósł na moje biodra i podniósł mnie tak, że siedziałam na jego kolanach.
Całował mnie delikatnie, jakby to był nasz pierwszy pocałunek, ale miało to w sobie tyle emocji, jakby miał być też naszym ostatnim. Dawno nie czułam się tak wyjątkowo. Serce waliło mi jak szalone, a w brzuchu fruwało stado motyli. Kolana mi miękły i całe szczęście, że Zayn mnie mocno trzymał, bo pewnie teraz leżałabym płasko na podłodze.
Po chwili zaczął nas unosić ku górze i na ślepaka wchodzić po schodach, tak że kilka razy się wywaliliśmy, co wywołało u nas obojga śmiech. Dawno nie widziałam takiego Malika.
Weszliśmy do jego sypialni, a on od razu położył mnie na swoim łóżku. Dziwne, mówił, że tutaj nie mieszka, ale z tego co zauważyłam, nadal było tutaj sporo jego rzeczy i łóżko, do tego niepościelone.
Nachylił się nade mną, nie przerywając naszego pocałunku. W końcu odepchnęłam go lekko od siebie, żeby zaczerpnąć trochę powietrza. Mulat od razu przeniósł pocałunki na mój obojczyk, a później na szyję. Kiedy znalazł mój słaby punkt, zaczął go ssać, a ja wiłam się pod nim z przyjemności.
Po niekrótkiej chwili podniósł się, podpierając rękoma i spojrzał głęboko w moje oczy. Uśmiechał się tak szeroko i słodko, że nie mogłam tego nie odwzajemnić. W jego czekoladowych tęczówkach widziałam szczerość i radość, której jeszcze kilkanaście minut temu nie było.
- Chcesz tego? - zapytał, próbując umiarkować swój oddech. Nie mogłam z siebie nic wydusić, więc tylko pokiwałam twierdząco głową. Wiedziałam o co pyta. Wiadomo, że chciał się upewnić. Nie raz próbowaliśmy, ale nigdy nam nie wychodziło, bo zawsze się czegoś bałam. Teraz tak nie było. Chciałam tego jak niczego innego. Byłam pewna w 100 %, że to z nim chcę stracić dziewictwo.
Zayn ponownie złączył nasze usta w namiętnym pocałunku, a później zaczął błądzić swoimi dłońmi po moim ciele. Ja tylko leżałam i wplatałam swoje palce w jego gęste, czarne włosy.
Powoli zaczął ściągać moją koszulkę, a ja lekko się wzdrygnęłam.
- Zaufaj mi. - szepnął do mojego ucha. Ponownie pokiwałam głową i ostrożnie zaczęłam ściągać i jego t-shirt. Uśmiechnął się i poniósł ręce do góry żeby mi to ułatwić. Po chwili oboje byliśmy już bez górnej części garderoby. No może nie do końca, bo ja miałam jeszcze stanik. Och, chyba się pomyliłam, bo po chwili poczułam jego ręce przy zapięciu mojego biustonosza. Nim się obejrzałam, leżał gdzieś na końcu pokoju. Oczy Malika pociemniały. Złapał za moje piersi i zaczął je ściskać i składać na nich pocałunki. Robiliśmy tak nie raz, ale jeszcze nigdy nie czułam czegoś takiego...
Jego ręce znalazły się przy zapięciu moich spodenek, spojrzał na mnie pytająco, a ja dałam mu znać, żeby kontynuował. No i tak zrobił. Ściągnął je, a później wrócił do całowania moich ust. Czułam jego rękę na moim intymnym miejscu, a po chwili poczułam, jak wkłada ją pod moje majtki. Lekko pisnęłam kiedy dotknął palcem wskazującym mojej łechtaczki. Uśmiechnął się w moje usta i zaczął tam kręcić kółka, kciukiem. Czułam się dobrze i to nawet bardzo. Wygięłam się w łuk, kiedy przyspieszył tępo.
- No, no... - wzdrygnęłam się słysząc ten głos. Malik znieruchomiał i napiął swoje mięśnie, zatrzymując nasz pocałunek. Podniósł lekko głowę i odwrócił się do tyłu. Od razu zakrył mnie kołdrą, za co mu bardzo dziękuję.
- Czego chcesz? - warknął w jego kierunku. On tylko przeszedł się po pokoju i przykucnął przy nas. Pięści Zayna zwinęły się i wiedziałam, że zaraz się na niego rzuci. Złapałam za jego ramię, zwracając na niego swoją uwagę, ale było bardzo ciężko.
- Chcę ciebie. - uśmiechnął się do mnie... Moje serce się zatrzymało, a oddech uwiązł mi w gardle.
___________________________________________________________________
wiem, że głupi i krótki, ale tak nalegaliście, że dodaję go dzisiaj.
pisałam go w jakieś 2 godziny i mam nadzieję, że się spodobał.
jeeejku, dziękuję wam za ponad 50 komentarzy <3
nawet nie wiecie, ile to dla mnie znaczy :3
źle opisuję te ''scenki'' między nimi, wybaczcie. :c
obiecuję, że następny rozdział będzie dłuższy, tylko dajcie mi trochę więcej czasu. ;*